poniedziałek, 31 października 2016

Oneshot

Pierwszy raz jak sięga pamięć 

Leżałam na łóżku w domku Posejdona. Cały domek jest mniejszy niż mój pokój w pałacu Ateny. Z nieznanych mi przyczyn nie dostałam własnego pałacu, tylko musiałam mieszkać u niej. Denerwujące. Ale może zacznę od początku. Jestem Eri, piękna, wspaniała i niedawno wyrzucona z Olimpu bogini. I to wszystko z powodu głupich żartów. Zdecydowanie starsi nie znają się na żartach. No bo kto normalny by tak zareagował? Może trochę kłopotów narobiłam, ale w końcu jestem boginią, to chyba logiczne, że robię zawsze to na co mam ochotę. Jedyny plus tego, że muszę tkwić na tym obozie, jest to że odzyskałam miecz. W ogóle strata broni to dość zabawna historia. Wszystko dlatego, że pewnego dnia, przed radą bogów, zakradłam się do sali tronowej i dla żartów powycinałam im mieczem śmieszne kształty z tronów. Niestety, dowcip im się nie spodobał, a matka skonfiskowała mi broń. Od tej pory zamykali zawsze sale, a niewielu bogów wpuszczało mnie do swoich pałacy, nawet bez miecza byłam niebezpieczna. Tylko kilku zawsze było przy mnie. Przede wszystkim Eros, mój najlepszy przyjaciel. Także Apollo, Hermes i Hekate spędzali ze mną czas. Reszta starała się trzymać z daleka, chociaż czasami im też się zdarzało coś ze mną robić. Kiedyś Afrodyta postanowiła nauczyć mnie francuskiego, a Artemida zabrała mnie na polowanie.
Z braku lepszych pomysłów postanowiłam wykonać iryfon do Erosa. Nie musiałam brać udziału w żadnych zajęciach, Percy do niczego mnie nie zmuszał, a ja skrzętnie to wykorzystywałam siedząc głównie w domku, od czasu do czasu wychodząc na posiłki lub poćwiczyć. Lubiłam te momenty, wszyscy patrzyli na mnie z podziwem. Miałam świadomość, jakie muszę wrażenie robić na śmiertelnikach i zawsze mnie to cieszyło. Podeszłam do fontanny znajdującej się w rogu pokoju, ale nie zdecydowałam się na rozmowę z przyjacielem. Zamiast tego postanowiłam przejść się po obozie. Wstyd przyznać, ale jestem już chyba z 5 dni i nie widziałam całego obozu, z drugiej strony właściwie niewiele mnie on obchodził. Chciałam tylko wrócić na Olimp. Gdy tylko opuściłam domek, obozowicze zwrócili na mnie uwagę. Uśmiechnęłam się sama do siebie i ruszyłam w stronę areny. Znajdowały się tam aktualnie 3 domki - Hermesa, Posejdona i Hadesa.
- Eri! - zawołał na mój widok Percy. - Postanowiłaś jednak wziąć udział w treningu? Mówił mi wcześniej że mamy dzisiaj trening? Zresztą nie ważne, skoro już tu jestem... - Tak, ale nie wzięłam miecza. 
- Pożyczę ci swój. - zaoferował jakiś wysoki blondyn.
Wyglądał na starszego od mojego brata, miał bliznę na twarzy i ładny uśmiech.
- Dzięki Luke. - powiedziałam uśmiechając się uroczo do grupowego domku Hermesa. Chłopak wyszczerzył się w odpowiedzi.
- Dzisiaj na treningu dołączy nasza nowa obozowiczka. - zwrócił się do reszty. - Mam nadzieję że miło ją przywitacie. Z mniejszym lub większym entuzjazmem pokiwali głowami.
- Podstawy znasz, prawda? - zapytał Luke.
- Jasne. - odpowiedziałam wywracając oczami.
- Świetnie, to może nam zaprezentujesz?
- Z chęcią.
- Nico?
Syn Hadesa skinął głową. Luke podał mi miecz. Przez chwilę ważyłam go w ręce. Nieco dla mnie za ciężki, ale dam radę. Stanęłam na przeciwko Nico i przyjęłam postawę. Chwilę staliśmy nieruchomo wpatrując się w siebie nawzajem. Nagle zaatakowałam chłopaka. Zdążył się osłonić, ale ja już byłam przy nim celując w jego bok. Wdaliśmy się w zaciętą walkę, w której żadna strona nie odpuszczała drugiej. Musiałam przyznać, że chłopak walczył świetnie. Był szybki i do pewnego stopnia był w stanie przewidzieć moje ruchy. Był też bardzo przystojny co również działało na jego korzyść. Niestety, dla niego, byłam niezwykle zdeterminowana i porażka nie wchodziła w grę. Widząc, że chłopak przyzwyczaił się już do mojego stylu, od razu go zmieniłam, wprawiając czarnowłosego chłopaka w zagubienie. W 5 ruchach rozbroiłam go i powaliłam na ziemię. Oddałam miecz Luke'owi, następnie podając rękę leżącemu na ziemi Nickowi di Angelo. Chłopak ujął ją i pozwolił pomóc sobie wstać. Staliśmy chwilę naprzeciwko siebie, wciąż trzymając się za ręce. Patrzyłam w oczy chłopaka, ciemnobrązowe, prawie czarne. Miałam ochotę go pocałować, ale zanim to zrobiłam przypomniałam sobie o naszej widowni. Natychmiast puściłam rękę Nicka i odsunęłam się od niego. Do końca treningu nie zbliżałam się do syna Hadesa, budził we mnie jakieś dziwne, nieznane mi wcześniej uczucia. Zamiast na nim, skupiłam się na Luke'u Castellanie.
                                                       °°°°°°°°°°°°°°°°°
Była pora kolacji, razem z Percy'm siedzieliśmy razem przy stoliku. Z jednej strony dziwiłam się temu, że przy stoliku Hermesa jest tłok, a my siedzimy tylko we dwójkę, a Nico ma cały stolik dla siebie, ale z drugiej strony cieszyłam się, że nie muszę się tak tłoczyć. Jedząc obserwowałam innych obozowiczów, było to bardzo ciekawe zajęcie. Wszyscy siedzieli razem, śmiali się, rozmawiali i wydawali się bardzo zadowoleni, nawet jeżeli ledwo mieścili się na ławkach. Tylko jedna osoba zdawała się w ogóle tu nie pasować. Nico di Angelo siedział nie patrząc na nikogo i nie zwracając na nic uwagi. Przed nim stał talerz prawie nie ruszonego jedzenia. On sam bawił się pierścieniem z czaszką, który zwykle nosił. Wyglądał jakby się nudził i tylko czekał aż będzie mógł stamtąd pójść.
- Eri. - odezwał się nagle Percy.
- Tak?
- Czemu przyszłaś dzisiaj na arenę? Myślałem, że nie chcesz ćwiczyć.
- Bo po co? I tak jestem lepsza od was, nie muszę ćwiczyć. Nudziło mi się po prostu.
Chłopak patrzył na mnie ze zbolałą miną
- Nie możesz chociaż udawać że ci się tu podoba?
- Nie. - odparłam bezlitośnie.
- Byłabyś dobrą siostrą i zrobiła byś coś dla brata? - zapytał.
- Zależy co.
- Nie siedź dzisiaj wieczorem w domku, jest ognisko. Przyjdź na nie.- poprosił.
Ognisko to nie taki znowu tragiczny pomysł. I tak nie mogę w nieskończoność siedzieć w domku, zanudzę się.
- Zgoda, ale nie będę śpiewać.
- Dzięki! - zawołał radośnie chłopak.
Okrzyk szczęścia wydany przez chłopaka przyciągnął uwagę innych osób.
- Gapią się na nas. - mruknęłam do chłopaka.
- I?
- To twoja wina. Za głośno krzyczysz.
- Oj, no nie bądź już taka nie miła. Uważam że gdzieś głęboko w środku czai się w tobie miła, sympatyczna i urocza dziewczyna.
- Jasne, a Afrodyta jest gruba. W środku jestem nieczuła i mam gdzieś co myślisz. Jestem boginią, nie muszę być sympatyczna żeby ludzie mnie kochali. Nie muszą mnie nawet kochać, mogą się mnie bać. To też jest spoko.
- Dziwna jesteś, jak można chcieć, żeby ktoś się ciebie bał?
- Ty i tak tego nie zrozumiesz. Jesteś tylko śmiertelnikiem.
- Ty teraz też.
- Nie przypominaj mi. - powiedziałam patrząc na niego z groźnymi błyskami w oczach.
Nie odezwaliśmy się do siebie już do końca posiłku. Po nim poszliśmy na to nieszczęsne ognisko. Ludzie się na mnie gapili. Normalnie by mi to nie przeszkadzało, ale ile można robić przy tym taką głupią, zdziwioną minę? Bogini nigdy nie widzieli? No może nie zdarzało im się to za często, ale trochę już tu byłam. Mogliby patrzeć z uwielbieniem, a nie szokiem. Ognisko nie okazało się jednak taką tragedią na jaką się zapowiadało. Po jakimś czasie ludzie przestali się dziwić moją obecnością, a zaczęli się bawić. Były gry, śpiewy i rozmowy. W pewnym momencie dosiadł się do mnie Luke. Byłam nieco zdziwiona, był pierwszą osobą, nie licząc Percy'ego, która się na to odważyła. Długo ze sobą rozmawialiśmy i to nie o jakiś ważnych rzeczach, tylko tak ogólnie. Chłopak zadawał mi dużo pytań i chętnie słuchał moich odpowiedzi. Było to dla mnie bardzo miłe. Odkryłam też że poza tym, że syn Hermesa jest świetnym towarzyszem rozmowy, posiada też poczucie humoru. Opowiadał mi dużo historyjek i dowcipów. Opowiadał o obozie, herosach, misjach, a także o szkole, zwykłym życiu i swoich przyjaciołach. Siedząc tak z Luke'iem po raz pierwszy jak sięga pamięć pomyślałam, że świat ludzi może jednak nie jest taki najgorszy. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz