sobota, 29 sierpnia 2015

Rozdział 4

Następnego dnia

Obudził mnie gwizd i krzyk Eri:
- Wstawaj śpiochu! Już piąta! Masz trzy minuty na ubranie się i zejście na dół!
Byłem przekonany, że to jakiś żart, ale wstałem, włożyłem na siebie koszulkę obozową oraz dżinsy, a następnie wyszedłem na zewnątrz.
Przed domkiem stała Eri z zegarkiem w ręce.
- 2 minuty spóźnienia, co daje 120 sekund. No cóż, to z karę na ziemie i robisz 120 pompek.
- To jakiś żart?! Czemu mam to robić?
- Przypominam ci, iż jestem twoją grupową, a teraz mamy rozgrzewkę. Ty się spóźniłeś, muszę cię ukarać. Koniec gadania, mamy jeszcze dużo do zrobienia, rób te pompki!
Z niechęcią padłem na ziemię i pompowałem. Eri stała gapiąc się na mnie analizując każdy mój ruch. Wyglądała jak kat, tylko bicza jej brakowało. Nie rozumiałem co jej odbiło, nigdy się tak nie zachowywała. Jeżeli już robiliśmy rozgrzewkę rano, to polegała ona na wyścigu na trasie 50 metrów.
Po tych pompkach byłem strasznie zmachany.
- Skoro już w końcu skończyłeś to teraz bierzemy się do pracy. O 8 mamy śniadanie, musimy zdążyć.
- Jakiej pracy?! Co ty gadasz? - patrzyłem na nią jak zaklęty.
- Jak jakiej? Do treningu, dalej. - pociągnęła mnie i musiałem biegać.
Dziesięć kółek wokół obozu. Jeszcze Eri cały czas mnie pośpieszała. Jakiś koszmar. Miałem ochotę ją trzasnąć.

***

Obudziłam się bardzo wcześnie. Chciałam się dotlenić, więc wyszłam z domku. Pierwszym widokiem, który zauważyłam była Eri ze stoperem w dłoni. Wokół obozu biegał Daniel, bawił mnie jego widok, gdy pozwalał wrzeszczeć na sobie dziewczynie. Podeszłam do jego „trenerki” i zaczęłam się śmiać. Kiedy chłopak mnie zauważył zahaczył stopą o korzeń i upadł. W tym momencie nawet Eri straciła swój fason. Nie mogłyśmy powstrzymać się od śmiechu.
Daniel zmęczony przywlókł się do nas, cały brudny od ziemi i liści.
- I co, dobrze się bawicie?
- Nawet bardzo. - parsknęłam śmiechem.
- To fajnie, a teraz cześć. - machnął ręką i odwrócił się.
- Ej! - Eri wrzasnęła – To nie koniec! - zachowywała się jak komandos, ton jej głosu był władczy i wyniosły, zaimponowała mi swą determinacją.
Oczywiście domyślałam się, że chciała się najzwyczajniej w świecie zemścić na nim.
- W takim razie co jeszcze? - patrzył na nas wściekły.
Wpadł mi do głowy super pomysł i wiedziałam, że to może jeszcze bardziej go rozwścieczyć. Powiedziałam Eri na ucho wszystko co wymyśliłam. Jej oczy zaczęły błyszczeć z zachwytu.
- Uzbrój się, masz na to 3 minuty! - krzyknęła Danielowi w twarz.
Chłopak z niechęcią ruszył do kolejnego zdarzenia.
- No brawo Eri! - uśmiechnęłam si do niej i przybiłyśmy piątkę.
- Musisz z nim wygrać. - powiedziała.
- Nie ma innej opcji. - uśmiechnęłam się łobuzersko.
Byłam pewna, że Daniel nie da sobie ze mną rady.

***

Amy miała super pomysł. Jakiś czas później stanęliśmy wszyscy na arenie.
- No dobra. Daniel będziesz walczył z Amy.
- Co? Jak? To tylko mała dziewczynka. Pogrzało cię? Jeszcze zrobię jej krzywdę.
- Da sobie radę. Po prostu wymiękasz. - podpuściłam go.
- Kto? Ja? Nigdy. - rozwścieczył się.
- Amy trzymaj miecz, powinien być dobry. - rzuciłam dziewczynie ostrze.
Niezdarnie złapała broń.
- Jest dobry. - poprawiła go w dłoni. - Zaczynajmy.
W jej oczach widziałam dziki błysk.
Trochę mnie to zaniepokoiło. Wydawało mi się, że ona nie ma zahamowań.
Zaczęli walczyć. Na początku wygrywał Daniel, był po treningu, więc było mu łatwiej. Amy starała się blokować jego ciosy, ale nie zawsze jej to wychodziło. Zaczęłam żałować, że się na to zgodziłam. Chłopak miał nad nią wielką przewagę. W pewnym momencie Daniel przesadził z siłą, którą włożył w tak zwany cios ostateczny. Dziewczyna wywróciła się.
Przerażenie malowało mi się na twarzy. Nie sądziłam, że będzie tak źle. Upadek Amy wyglądał naprawdę poważnie. Chłopak zamiast przerwać walkę, przyłożył ostrze do jej gardła. Patrzył w jej oczy, była wściekła.
Nie wiedziała co ma zrobić.
- I co, warto było? - Daniel popatrzyła na mnie i opuścił nóż.
Patrzyłam na niego, nie wiedząc co powiedzieć. W jednej chwili dziewczyna wytrąciła mu miecz z ręki i podkosiła go. Patrzyłam jak zaklęta. Amy poderwała się. Role nagle się odwróciły.
- Uważaj na plecy kochasiu. - powiedziała beznamiętnie patrząc na niego.
- No cóż, było warto. - powiedziałam zadowolona.
Śmieszyło mnie to, iż Daniel przegrał, ale nie chciałam być bardzo wredna, więc nie śmiałam się na głos.
Nagle rozbłysło czerwone światło. Nad głową Amy pojawił się obrazek przedstawiający dzika i włócznie. Patrzyliśmy zdziwieni dopóki nie znikł.
- No to witaj wśród nas córko Aresa. - powiedziałam.

***

Czułam się dziwnie, nie miała zielonego pojęcia o co jej chodzi. Nie robiłam sobie nic z tego co powiedziała Eri. „Córka Aresa” … Co to ma za znaczenie? Reakcja Daniela i Eri na tę wiadomość była bardzo dziwna. Bardziej interesowało mnie to jakim cudem pokonałam Daniela. W końcu walka w tym stylu jest mi kompletnie obca. Jak gdyby nigdy nic rzuciłam miecz na ziemię.
- Idę się porozciągać, cześć. - ruszyłam przed siebie.
Mijając ich popatrzyłam ostrym wzrokiem na Daniela.
Było jeszcze bardzo wcześnie, więc miałam jeszcze trochę błogiej samotności. Ze spokojem rozciągałam się aż do chwili, w której zobaczyłam pierwsza osobę wychodzącą z domku. Przerwałam ćwiczenia i poszłam do stołówki.

***

Po tym jak Amy poszła staliśmy jeszcze przez chwilę na arenie zdziwieni. Spojrzałam na zegarek.
- Zostało nam około 1,5 godziny, ale dam ci już teraz spokój. - uśmiechnęłam się do niego, a on odwzajemnił mój gest. - Ścigamy się do domku?
- I tak nie masz szans. - odpowiedział chłopak łobuzersko.
- Już to widzę. - rzuciłam złośliwie i ruszyłam biegiem. - Spróbuj mnie dogonić!
Ruszył za mną biegiem. Biegłam szybciej niż on, ale niewiele. Dogonił mnie i złapał w pasie, żeby mnie spowolnić. Pędziliśmy śmiejąc i starając się spowolnić drugą osobę. Tuż przed domkiem przyśpieszyłam i klepnęłam dłonią drzwi.
- Wygrałam! - zawołałam odwracając się.
W tym momencie Daniel, który nie zdążył zahamować, wpadł na mnie z rozpędu przygważdżając do drzwi. Był bardzo blisko mnie. Nasze przyśpieszone oddechy mieszały się ze sobą. Przysunął się jeszcze bliżej, o ile było to w ogóle możliwe. Nasze usta dzieliło teraz zaledwie kilka centymetrów.
„O nie! Opanuj się dziewczyno. Pamiętaj co on ci zrobił.”
Ocknęłam się i szybko zaczęłam szukać za sobą klamki. Gdy ją znalazłam gwałtownie otworzyłam drzwi, wycofałam się do środka i zatrzasnęłam je za sobą. Sądząc po odgłosie Daniel dostał drzwiami. Umknęłam do łazienki, myć włosy.

***

O 7 obudziły mnie jakieś hałasy. To Percy już ubrany sprzątał domek.
- Dobrze, że już wstałaś. O 8 jest śniadanie, a trzeba tu jeszcze ogarnąć.
Wzięłam z szafy dżinsy oraz niebieski T-shirt i poszłam do łazienki się przygotować. Gdy już z bratem zebraliśmy, a następnie wyrzuciliśmy wszystkie walające się w domku puszki i papierki, poszliśmy na śniadanie. Gdy już wszyscy siedzieli przy stołach wstała Eri i stanęła na środku.
- Uwaga, mam coś ważnego do zakomunikowania! Dzisiaj rano, gdy Amy pokonała Daniela w walce została uznana przez swojego ojca – Aresa.
Przy stole tego domku rozległy się oklaski. Dopiero teraz zauważyłam, że nie tylko Eri stoi, Amy też jeszcze nie zajęła swojego miejsca. Teraz usiadła przy stole razem ze swoim nowym rodzeństwem. Zastanawiałam się dlaczego Daniel i Amy walczyli, a Eri mówi z taką radością o tym, że przegrał. Widziała też, iż wiele osób dziwnie na mnie patrzy.

***

Dziwnie się czułam wśród dzieci Aresa. Wszyscy byli tacy sami, tacy pospolici. Nie byłam wyjątkowa. W domku Hermesa wszyscy byli inni, tam byłam wyjątkowa. Brakowało mi tego.


***

Dzisiejsze ognisko było inne niż zwykle. Wyczuwało się atmosferę podniecenia. Wszyscy szeptali, co i rusz spoglądając na mnie, Eri, Ninę i Luke'a.
Miałem wrażenie, że coś mnie minęło. Nikt nie chciał mi powiedzieć o co chodzi, mówiąc, że kto jak kto, ale ja powinienem wiedzieć. Nie domyślałem się o co chodzi nawet w najmniejszym stopniu. Zastanawiałem się co takiego zrobiłem. W końcu jakaś dziewczyna od Afrodyty nie wytrzymała i wyjaśniła mi:
- Jesteś głupi! Całowałeś się z jakąś laską, mając dziewczynę kretynie! - wrzasnęła tak głośno, że wszyscy obecni usłyszeli, zamilkli i odwrócili się w naszą stronę.
Speszyłem się i nie wiedziałem co powiedzieć, czułem na sobie wzrok wszystkich obozowiczów. Przysunąłem się do dziewczyny, aby nikt nie słyszał co do niej mówię.
- A skąd o tym wiesz?
- Wszyscy na obozie wiedzą. - odpowiedziała wywracając zbyt mocną podkreślonymi kreską, oczami. - Parę osób was widziało, ale nie wiem kto dokładnie, poczta pantoflowa szybko się roznosi.
- Czyli Eri o tym wie? - przeraziłem się.
- Nie mam o tym zielonego pojęcia. - powiedziała szorstko, poprawiając oczy jeszcze bardziej, niepotrzebnie według mnie bez tego makijażu wyglądała by lepiej.
Zostawiłem obozowiczkę i przepchałem się przez tłum by znaleźć swoją dziewczynę. Ludzie odprowadzali mnie wzrokiem.
Eri stała naprzeciwko mnie, patrzyła mi prosto w oczy z lekko smutnym wyrazem twarzy.
- Czyli ty też wiesz... - stwierdziłem zawiedziony.
Łzy napłynęły jej do oczu, spływały strugami po policzkach.
- Nic mi nie mów. - odpowiedziała płacząc.
Uciekła, a wszyscy obozowicze gapili się na mnie z nienawiścią w oczach, no może nie wszyscy, ci z domku Aresa byli zachwyceni sytuacją.
Nie mogłem tego tak zostawić, więc pobiegłem za nią. Dorwałem ją dopiero przy chatce.
- Eri, proszę... - zacząłem delikatnie, ale dziewczyna mi przerwała.
- Co Eri! Czego ty jeszcze ode mnie chcesz? Już dość mam tego... I ciebie! Nie wystarczy ci to, że złamałeś mi serce?
Patrzyła na mnie zaszklonymi oczyma.
- Ale Eri, to... to był błąd! - próbowałem jej wytłumaczyć.
- Trzeba było pomyśleć zanim to zrobiłeś! Teraz już tego nie cofniesz. Nie chce na ciebie patrzeć, zejdź mi z oczu!
Dziewczyna zniknęła za drzwiami trzaskając nimi.

***

Czułam jak łzy ponownie spływają mi po policzkach. Oparłam się o drzwi i zsunęłam na podłogę. Zaczęłam płakać, a za drzwiami słyszałam wołanie Daniela.
- Kochanie wybacz mi! Proszę cię, Nina była błędem. Ja cię kocham z całego serca, ciebie i tylko ciebie.
- Odejdź! Nienawidzę cię! - wrzasnęłam z bólem w głosie.

***

Nie myślałem, że to wszystko tak się skończy. Nie chcę, aby Eri była przeze mnie nieszczęśliwa. Tyle, że Nina jest dla mnie równie ważna co ona. Nie umiałbym wybrać. Nie chciałem, żeby tak wyszło, po prostu zakochałem się w niej, ale jestem też przywiązany do Eri...
Wiem, że Nina jest jej siostrą, ale najzwyczajniej w świecie poczułem, że przy niej coraz szybciej bije mi serce. Jej oczy mnie onieśmielały, jest piękna. Po prostu czuję, że z nią wiele mnie łączy. Z Eri nigdy tak nie było. Ona jest ładna, to fakt, ale jest też pewna siebie i oszałamiająca. Nina jest nieśmiała oraz niewinna, przez co jest urocza i chce się ją chronić, pomóc we wszystkim.
- Eri, otwórz drzwi. Czy ci się to podoba czy nie, to jest także mój domek i musisz mnie wpuścić.
Siedziałem ponad 10 minut pod drzwiami, zanim w końcu raczyła mnie wpuścić.
Na jej twarzy nie było już śladów łez, ale oczy miała nadal zaczerwienione.
- Zrywam z tobą. - rzuciła od progu, po czym ruszyła na piętro, w stronę swojego pokoju.
- Ej, jak to? Tak bez słowa? Chociaż najpierw ze mną pogadaj.
Stanęła na środku schodów. Powoli odwróciła się, zeszła na dół i stanęła naprzeciwko mnie. W jej oczach widziałem ból i złość.
- O czym ma z tobą gadać? O tym, że złamałeś mi serce? Czy o tym jaka super jest moja siostra?
- A ty co niewinna? - denerwowała mnie, jej postawa, mogło to w sumie wynikać z poczucia winy, ale starałem się o tym nie myśleć, zachowywała się jak ofiara.
- Ja, czy ty całowałam się z siostrą swojej dziewczyny? To ty mnie zdradziłeś, nie było to przyjemne. Jeszcze w dodatku z moją siostrą. - łzy znów pojawiły się w jej oczach.
- Ty już nie zgrywaj takiej pokrzywdzonej!
- Ja zgrywam? Co ty znowu wymyślasz?!
- Byłaś z Luke'iem na randce!
- To było przyjacielskie spotkanie!
- Ta jasne... Już ci wierzę.
- Ja się z nim nie całowałam publicznie.
- A bez świadków to już tak?
Zaniemówiła, ale po chwili zaatakowała znowu.
- Nie gadaj bzdur! Przecież widziałam, że od przyjazdu Niny wodziłeś za nią maślanymi oczami.
- Ja? - nie wiedziałem co powiedzieć. Trafiła w sedno, tak było. Jednak nie miałem zamiaru poddać się bez walki. - A kiedy ty traktujesz mnie jak służącego to jest w porządku?
- O co ci znowu chodzi?
- Rządzisz się. Myślisz, że jesteś królową piękności i każdy spełnia twoje życzenia? Zejdź na ziemię Eri, nie jesteś już na Olimpie.
- Ty... - przerwało jej wejście Chejrona.
- Wiecie, która godzina? Cisza nocna! Macie się natychmiast zamknąć!
- Z całym szacunkiem Chejronie, ale nie mogę siedzieć cicho, gdy mam do czynienia z takim kretynem.

- Jakoś musisz to przeżyć. W tej chwili do łóżek i nie chce słyszeć już żadnych kłótni, zrozumiano?