czwartek, 14 maja 2015

Rozdział 1 cz.2

Ten obóz jest ogromny. Na razie trafiłam do domku Hermesa, tak jak wszyscy, którzy tu przyjeżdżają. To jest chyba niemożliwe. Dowiedziałam się, że jestem półboginią. W każdym razie wszyscy tak podejrzewają, bo na razie żaden z bogów się do mnie nie przyznał. Mam nadzieję, że to się niedługo stanie. Niektórzy tutaj nie najlepiej mnie traktują z tego powodu.
- Cześć Nina. Wiesz, że dzisiaj będzie walka o sztandar? - zagadnęła mnie jakaś wysoka blondynka.
Dopiero po chwili przypomniałam sobie, że to Eri, dziewczyna z którą tu przyjechałam. Na widok mojej chyba dość głupiej miny, zaczęła tłumaczyć.
- To taka gra. Tym razem będą trzy drużyny. Domek Hadesa, czyli Nico, razem z sojusznikami będą bronić sztandaru. Moja drużyna i drużyna Daniela będą atakować. Ty jesteś chyba z Danielem. - Eri gadała bez przerwy, a ja nic nie rozumiałam. W końcu wzięła mnie za rękę. - Chodź przedstawię ci go.
Zaprowadziła mnie do swojego domku. Był wspaniały, większy od innych, ładniejszy... Ciekawe dlaczego. Wchodząc do domku spotkałyśmy Daniela. Zaniemówiłam. Był przystojny, wysoki, wysportowany, miał blond włosy i ciemnobrązowe oczy. Ledwo zareagowałam na to, że Eri mnie przedstawiła.
- Cześć. - uśmiechnął się wyciągając rękę.
Uśmiechnęłam się również, ale nie byłam w stanie nic powiedzieć.

***

Wszyscy staliśmy w półkolu: domki Hermesa, Nike i Afrodyty. Daniel stał na środku – został liderem naszej drużyny – i rozdzielał role.
- Ja idę prosto po sztandar. Wy róbcie dużo hałasu, żeby mnie nie zauważyli. - spojrzał po naszych twarzach. - Ktoś ma lepszy pomysł? - zapytał.
Odezwał się jakiś wysoki blondyn, który wglądał an najstarszego w naszej zbieraninie:
- Musisz iść ty? Zawsze zabierasz sobie najlepszą rolę!
- Luke! - odezwała się jakaś dziewczyna – Czy ty zawsze musisz szukać problemów? Mi ten pomysł się podoba.
- Róbcie co chcecie. - Luke się poddał – Ale ja będę szedł za Danielem. Zdobycie sztandaru nie może zależeć od jednej osoby.
Słuchając tego co mówił przypomniałam sobie kim jest. Był pierwsza osobą, którą poznałam na obozie. Luke Castellan drużynowy Hermesa. Zdawał się w ogóle nie zwracać uwagi na niezadowolone spojrzenia, które rzucała mu reszta drużyny. Rozeszliśmy się po lesie. Usłyszałam, że ktoś mnie woła. To był Daniel. Lekko chwycił mnie za rękę.
- Nina, uważaj. Nikt nie pomyśli sobie „ona nie umie walczyć, dam jej spokój”, tylko wszyscy będą chcieli cię pokonać myśląc, że to będzie łatwe.
Spojrzałam na niego zaskoczona. Zachowywał się jakby mu zależało na tym, żeby nic mi się nie stało.
- Idź już. - uśmiechnął się, a ja odpowiedziałam tym samym.
Odwróciłam się i weszłam w las. Starałam się kogoś znaleźć, bo czułam się tutaj nieswojo. Po kwadransie usłyszałam jakieś głosy. Cicho wyjrzałam zza drzewa – to była Eri rozmawiająca z jakąś inną blondynką, chyba siostrą, bo były bardzo podobne. Nie słyszałam, co mówiły, ale po chwili rozeszły się w dwie różne strony. Słyszałam już opnie o tym jak walczy Eri, więc poszłam cicho za ta drugą dziewczyną. Gdy byłam już blisko zaatakowałam ją. Co prawda Daniel ostrzegał, ale chciałam mu jakoś pomóc. Odwróciła się błyskawicznie słysząc moje kroki. Z łatwością odbijała moje ciosy, wiedziałam, że atak na nią był błędem. Nagle zaatakowała mnie z taką prędkością, że nie dałam rady się obronić. Jej sztylet najpierw przejechał mi po ręce, a zaraz potem potknęłam się o korzeń. Uniosłam lekko głowę i zobaczyłam, iż dziewczyna zaczyna odchodzić. Rzuciłam się do przodu i musnęłam końcem miecza jej łydkę. Przewróciła się z głośnym krzykiem. Chciałam wstać, ale poczułam, że skręciłam kostkę. Zaczęłam powoli iść trzymając się drzew. Na ręce czułam ciepło spływającej krwi. Obejrzałam się i zobaczyłam, że mojej przeciwniczce pomaga jakiś chłopak. Żałowałam, iż tam nie zostałam, bo było mi słabo. Usłyszałam za sobą kroki, odwróciłam się. To był Daniel.
- Co ty sobie zrobiłaś?! - spojrzał na mnie pełnym przerażenia wzrokiem. - Chyba z nikim nie walczyłaś?
Spuściłam wzrok, było mi głupio, ze zaatakowałam tamta dziewczynę.
- Chodź, wyprowadzę cię z pola gry. - chwycił mnie za rękę, ale ja pokręciłam głową.
- Ty idź po sztandar, ja jakoś sobie poradzę.
- Nie, nie możesz tu zostać w takim stanie. Możesz iść? - znów musiałam pokręcić głową.
- Chyba skręciłam kostkę.
- No to cię zaniosę. - uśmiechnął się i wziął mnie na ręce.
Nie wiedziałam co się dzieje. Chłopak Eri dla mnie rezygnuje z walki o sztandar? Coś tu nie gra. Spojrzałam na niego. Był smutny. Chciałam mu coś powiedzieć, żeby znów się uśmiechał, ale nie wiedziałam co.

***

- Chodźcie wszyscy! - zawołał Percy.
Szybko podeszłam i stanęłam po jego lewej ręce, a Annabeth po prawej. Przed nami stanęli mieszkańcy domków Ateny, Demeter i Dionizosa.
- Plan wygląda tak – zaczął Percy – Sztandar znajduje się na plaży, pilnuje go Nico. Cała reszta ich ekipy pewnie będzie czaiła się gdzieś w pobliżu. Będziemy udawać, że to ja idę po sztandar.
- To kto po niego pójdzie? - zapytała jakaś dziewczyna od Demeter.
- Eri i Annabeth.
- Część drużyny chroni Percy'ego, a część rozchodzi się i odwraca uwagę ode mnie i Eri – powiedziała Ann.
- Są jakieś uwagi? - zapytał Percy – Nie ma? To świetnie. Teraz ustalimy kto będzie, w której ekipie.
Pięć minut później poszliśmy zająć swoje miejsca. Szłyśmy z Annabeth w stronę jeziora, rozmawiając wesoło. Po chwili zaproponowała żebyśmy się rozdzieliły.
- Jeśli tak chcesz Ann, to zgoda.
- Dobra to ty idź w prawo, a ja w lewo. Podejdziemy Nicka z dwóch stron.
- To do zobaczenia przy sztandarze – powiedziałam siostrze wesoło i poszłam swoja drogą.
Żałowałam, że się rozdzieliłyśmy, samemu iść było nudno. Nasz plan chyba zadziałał, ponieważ nikogo nie spotkałam. Po jakiś 15 minutach znalazłam się przy jeziorze. Stojąc w cieniu drzew rozglądałam się. Po chwili zauważyłam Nicka, ale nikogo więcej. Siedział oparty o drzewo i nucił jakąś melodię. Upewniwszy się, iż nie widzę nikogo innego, wyszłam z cienia. Chłopak ujrzawszy mnie podniósł się zwinnie jak kot i uśmiechnął.
- Cześć Eri. Zastanawiałem się kto z waszej ekipy tu przyjdzie.
- Hej Nico. - również się uśmiechnęłam – Nudziłeś się czekając na nas?
- Nie. Lubię być sam.
- Miło się rozmawia, ale przyszłam po sztandar. Czy mógłbyś mi go dać czy muszę o niego walczyć?
- Niestety dać ci go nie mogę. - widząc, że dobywam miecza dodał – Walczyć z tobą też nie zamierzam.
- Jeżeli nie chcesz walczyć to czemu nie oddasz sztandaru?
- Ponieważ go nie mam, ale mogę ci powiedzieć gdzie jest.
- Dobra to powiedz i sama go sobie wezmę.
- Widzisz tamte drzewa? - zapytał wskazując na rośliny znajdujące się na małej wysepce w zatoce – Tam jest sztandar.
- Brzmi za łatwo. Jak jest ukryty?
- Tylko dla ciebie to takie proste, nie wszyscy z taka łatwością dostaną się na wyspę bez łodzi. Ale pomijając to sztandar wisi na drzewie. Będziesz musiała się wspinać. - powiedział z błyskiem w oku.
- Nie przebieraliście w środkach żeby go ukryć.
- Nie chciałem, żeby poszło wam zbyt prosto.
- To widzimy się jak zdobędę sztandar. - pożegnałam go.
„Gdzie jest Ann? Ktoś ją zaatakował czy co że jeszcze nie przyszła.”
Dostałam się na wyspę korzystając ze zdolności dziecka Posejdona. Drzewo, na którym wisiał sztandar znalazłam równie łatwo. Gorzej było z wejściem na nie. Nigdy nie przykładałam się do ćwiczeń ze wspinaczki. Wydawały mi się strasznie nudne. Nagle moich uszu doszły jakieś głośne dźwięki. To Nico walczył z Luke'iem na plaży. Musiałam działać szybko. Nagle przyszedł mi do głowy świetny pomysł. Chwilę później wzbijałam się w powietrze na wielkiej fali.
- Tak! Wygraliśmy! - krzyknęłam w momencie gdy moje palce złapały materiał.
Wróciłam na plaże gdzie stali uśmiechnięty Nico i zły Luke.
- Gratuluję Eri. - powiedział zjadliwie Luke.
- No już się nie złość. Następnym razem pewnie wy wygracie.
- Mam taką nadzieję. - odpowiedział.
- Dobra koniec z tym. Gra się skończyła, więc lepiej ogłośmy to zanim pozabijają się w tym lesie. - powiedział wesoło Nico.
Syn Hadesa wyjął z kieszeni gwizdek i zagwizdał głośno trzy razy. Potem ruszyliśmy we trójkę w stronę granicy lasu, rozmawiając o grze i walce.

***

Siedziałam na jakimś pniu na granicy lasu, a jedna z córek Apolla zajmowała się moją ręką i nogą.
- No i gotowe. - powiedziała po chwili – Radzę ci przez jakiś czas nie biegać i nie skakać, żebyś nie pogorszyła stanu nogi.
- Dziękuję.
- Nie ma za co. - powiedziała i odeszła do swoich znajomych.
Po chwili usiadł koło mnie Daniel.
- I jak?
- Będzie ok. Mam na razie nie biegać i skakać.
- To dobrze. Ciekawe kto wygrał. - powiedział zmieniając temat – Pewnie Posejdon, ale Luke mówił, że też pójdzie po sztandar, więc możemy możemy wygraliśmy.
- Skąd wiesz, że już koniec gry? - zapytałam zdziwiona.
- Ponieważ były 3 gwizdki, a to oznacz, iż ktoś zdobył sztandar. Zresztą sama zobacz.
Popatrzyłam we wskazanym kierunku. Z lasu wychodziła właśnie Eri w towarzystwie Luke'a i jeszcze jakiegoś czarnowłosego chłopaka ubranego na czarno. Dziewczyna trzymała sztandar w ręce. Był biały pokryty różnymi znaczkami, między innymi sową, włócznią i trójzębem, a na środku miał wyszytą wielką, czarną liczbę - 21.
- Hej skarbie! - zawołała Eri, gdy zauważyła Daniela.
Chłopak podszedł do niej, przyciągnął ją do siebie i pocałował.
- No cześć mała – odpowiedział, gdy po chwili się od niej odsunął – Widzę, że wygraliście.
Nie dosłyszałam odpowiedzi dziewczyny, gdyż w tym momencie poczułam ukłucie zazdrości.
- Nina co ci się stało? - zapytała Eri, zauważywszy bandaż na mojej nodze i ręce.
- Walczyłam z tą blondynką, z którą byłaś w lesie.
- Z Annabeth? Dlatego nie pojawiła się na plaży.
- A więc wygraliście? - zapytałam Eri.
- No. I dlatego sztandar tak wygląda. - widząc moją minę wyjaśniła – Sztandar przybiera kolor, numer i znaczek po drużynie, która go ma. Jako że ja go zdobyłam, w następnej walce o sztandar mój domek – 21, będzie dowodził jedną z ekip. A co do wygranej to łatwo poszło.
Mówiąc to spojrzała na swojego czarnowłosego towarzysza.
- Dla ciebie łatwo. - wtrącił się Luke – Wykorzystałaś moment, gdy walczyłem z Nico i zabrałaś sztandar.
- No i co? To jest dozwolone.
Wciąż patrzyłam na tamtego chłopaka. Wysoki, ale nie aż tak jak Luke czy Daniel, lecz nadal wyższy od Eri i mnie. Nawet przystojny. Ale miał szkliste oczy i ciemne since pod nimi. Było w nim coś mrocznego. Chłopak, jakby wyczuł moje spojrzenie i zwrócił się do mnie.
- Jestem Nico. Syn Hadesa. Jesteś tutaj nowa?
- Miło mi. Ja mam na imię Nina. I tak, przyjechałam dzisiaj. Spotkałam Eri i jakiegoś chłopaka, chyba Grover miał na imię, w Nowy Jorku i przyjechała tu z nimi.
W tym momencie Daniel, Luke i Nico jednocześnie spojrzeli na Eri.
- No co? Mam prawo stąd wychodzić. - broniła się.
- To było nieodpowiedzialne. Mogło ci się coś stać. - powiedział Daniel.
- Wcale nie. Pożyczyłam od Percy'ego Orkana.
- On o tym wiedział? - zdziwił się Luke.
- Nie.
Nie rozumiałam o co chodzi. Ale miałam wrażenie, że wpędziłam dziewczynę w kłopoty mówiąc o jej udziale w moim przybyciu.
- A co jest złego w tym, że Eri wyszła z obozu? - zapytałam.
Odpowiedział mi Nico:
- No cóż. Chodzi o to, iż ktoś z łatwością mógł ją zaatakować. Ktoś mógłby chcieć szantażować jej rodziców, doprowadzić do walki.
- O bogowie. Przesadzasz Nico. Jestem dorosła i umiem o siebie zadbać, a zresztą nie byłam sama. - powiedziała Eri.
- Tylko się nie kłóćcie. - wtrącił się Daniel – Są moje urodziny, więc proszę was żebyśmy nie psuli sobie tego dnia. Eri zachowywała się nieodpowiedzialnie, ale co się stało to się nie odstanie.
- Dobra. Koniec tej rozmowy. Trzeba jeszcze załatwić parę rzeczy. - powiedział Luke.
Po chwili wszyscy się rozeszli. Luke i Daniel poszli do domków, Nico wrócił do lasu, a Eri podeszła do Annabeth i tego chłopaka, który jej wcześniej pomagał.
Zostałam sama. Zaczęłam myśleć o wszystkim co się dzisiaj działo. Najbardziej zastanawiało mnie zachowanie Daniela oraz spojrzenia jakie Eri rzuciła Nickowi.

***

- Hej Ann! Percy!
- Cześć Eri.
- Cieszę się, że wygraliśmy.
- Ja też. Po tym jak spotkałem ranną Ann w lesie to bałem się, że może druga ekipa was zaatakowała. - odezwał się Percy.
- Właśnie, Annabeth słyszałam, że walczyłaś z Niną.
- Tak i wygrałam z nią, ale gdy chciałam odejść cięła mnie w tył nogi.
- Ała. Nie lubię tego w tej grze. Robimy sobie nawzajem krzywdę.
- No, niestety, ale to i tak świetna gra. - powiedziała Ann
- Dobra dziewczyny, ja idę. Jeszcze trzeba skończyć przygotowania do uczty. - Percy pocałował Ann w policzek, zmierzwił mi włosy i odszedł.
Postanowiłam wykorzystać szansę, że jesteśmy same.
- Słuchaj Ann. Muszę z tobą pogadać.
- Coś się stało?
- No tak. W sumie tak.
Usiadłyśmy na stojącej w pobliżu ławce.
- No to mów, co się stało?
- Coś jest nie tak z Danielem.
- Z Danielem?
- Tak, mam wrażenie, że on zrezygnował z pójścia po sztandar dla Niny.
- A dlaczego tak myślisz?
- Ponieważ Luke mi powiedział, iż obaj mieli iść po sztandar, a gdy wyszliśmy we trójkę, razem z Nickiem, z lasu to on siedział z nią na kłodzie.
- To jeszcze nie powód by tak myśleć Eri. Przesadzasz.
- No, może masz rację. Ale mam jeszcze dwie rzeczy.
- Zamieniam się w słuch.
- Chodzi o Nico. Gdy poszłam po sztandar po prostu mi powiedział gdzie jest, ale gdy po chwili przyszedł Luke to z nim walczył.
- Wiesz co, wydaje mi się, że Nico po prostu chciał być dżentelmenem i dlatego z tobą nie walczył. A sprawa numer 3?
- Chodzi o to co ja dzisiaj zrobiłam. A co do Nicka to możesz mieć rację.
- A co zrobiłaś?
- Pamiętasz dzisiejsze pojawienie się Niny?
- Oczywiście. Grover ją przyprowadził, a co?
- No bo to nie do końca prawda. Tylko proszę nie mów Percy'emu, sama mu powiem.
- Co jest nie do końca prawdą?
- Ja też tam byłam. Poleciałam z Groverem do Nowego Jorku.
- Ale po co? I czemu nikomu nie powiedziałaś? To było nierozsądne. - zdenerwowała się na mnie siostra.
- Oh, Ann. Proszę cię, wysłuchaj moją historię, a później się możesz na mnie denerwować.
- Dobra. To mów dalej.
- Polecieliśmy tam po prezent dla Daniela. Wychodziliśmy właśnie ze sklepu, gdy do nas podbiegła. Gonił ja pies. Ale nie taki zwykły. Był większy, szybszy i agresywniejszy niż normalny pies. A do tego śmierdział zgnilizną. Zabiłam go. A ponieważ Groverowi wydawało się, iż Nina jest herosem, zabraliśmy ją ze sobą do obozu.
- A jak go zabiłaś?
- Pożyczyłam Orkana. Tak na wszelki wypadek.
- Dobrze, że chociaż broń wzięłaś. Ale następnym razem zapytaj brata czy możesz.
- Następnym razem?
- Znam cię, nie powstrzymam cię przed wyjściem z obozu. Ale lepiej informuj i bierz ze sobą kogoś oprócz Grovera.
- Zgoda. - uśmiechnęłam się do Annabeth.
Dziewczyna odwzajemniła gest. Cieszyłam się, że nie jest na mnie za bardzo zła.
- Czekaj. Powiedziałaś, że ten pies zalatywał zgnilizną?
- No, tak.
- Dziwne. No, ale nie przejmujmy się tym teraz. Nie wiem jak ty, ale ja idę zapakować prezent i przebrać się przed imprezą.
- Do zobaczenia później Ann.

***

Szłam powoli przez obóz. Nie wiedziałam, co mogę tu robić. Usłyszałam, że ktoś mnie woła. To była Eri.
- Nina, wiesz, że za chwilę jest impreza urodzinowa Daniela?
Spojrzałam na nią zaskoczona.
- No fakt, nie wiesz. A masz co ubrać?
- Nie – odpowiedziałam kręcąc głową.
- To chodź ze mną . Wybierzemy coś dla ciebie z mojej szafy. - uśmiechnęła się.
Poszłam z nią. Zaniemówiłam, widząc garderobę Eri. Byłą gigantyczna, ale najbardziej zadziwiająca była kolorystyka. Wszystkie ciuchy Eri były czarne, niebieskie, szare, czerwone albo białe. Długo trwały poszukiwania, ale w końcu Eri znalazła dla mnie idealną sukienkę. Była cudowna. Nie miała rękawów, do kolan z przodu, a z tyłu miała asymetryczny tren do połowy łydki. Sukienka od góry była biała, przechodziła przez różne odcienie niebieskiego i kończyła się na granatowym. Gdy już włożyłam kreację, Eri ułożyła mi włosy i pomalowała mnie. Wyglądałam jak księżniczka. Ale gdy chwilę później Eri wyszła z łazienki, zaniemówiłam. Jeżeli ja byłam księżniczką, to ona królową. Miała na sobie czerwoną sukienkę przed kolana, bez ramiączek. Dół rozchodził się od talii.
- Wow.
- Dziękuje. - powiedziała ze śmiechem – Ale i tak wyglądasz lepiej niż ja.
- Chyba żartujesz. - uśmiechnęłam się.
- Dobra idziemy. Trzeba jeszcze zobaczyć czy wszystko jest w porządku na imprezę-niespodziankę.
- Niespodziankę?
- No, oczywiście. Sama wszystko organizowałam. - powiedziała z dumą.
- Ok. To idziemy.

***

- Co wy tu zrobiliście?!
Przede mną na polanie, w okół miejsca na ognisko, walały się resztki ławek i kamienie.
- No już, gadać! - krzyknęłam – Mieliście ustawić ławki i stoły, a wy wszystko zniszczyliście!
- My nic nie zrobiliśmy. - powiedział Percy.
- Jak to nic?!
- Po prostu, każdy miał inny pomysł co ma gdzie stać. - rzucił lekceważąco Luke.
- Już się nie złość Eri. Za chwilę to naprawimy.
- No, ja myślę Nico. I nie za chwilę, tylko teraz. Chodź Nina, idziemy sprawdzić jak idzie robienie tortu. Ale jak wrócimy to chce tu mieć porządek.
W kuchni syn Dionizosa właśnie kończył dekorować tort, a pomagały mu dzieci Demeter. Gdy ponownie przechodziłyśmy koło miejsca gdzie miała odbyć się impreza Percy, Luke i Nico doprowadzali wszystko do porządku.
- Wiesz co Nin, chodźmy nad jezioro, mamy jeszcze z 20 minut.
- Jak chcesz, mi to obojętne.
Siedziałyśmy na plaży i gadałyśmy. Pokazywałam jej również co potrafię zrobić jako córka Posejdona. Gdy nadszedł czas ruszyłyśmy w stronę ogniska. Byli tam już wszyscy Zostawiłam tam Ninę.
- Bądźcie teraz cicho. Idę po Daniela. - powiedziałam do nich.
Chwilę później weszłam do domku.
- Hej Daniel.
- Cześć słońce.
Siedział w salonie i polerował miecz.
- Chodźmy się przejść. - poprosiłam.
- Teraz? - na widok mojej proszącej miny, powiedział – No, dobra idziemy. A tak w ogóle to ślicznie wyglądasz.
- Dziękuję.
Ruszyliśmy w stronę ogniska. Nagle wszyscy wyskoczyli wołając:
- Niespodzianka! Wszystkiego najlepszego!
- O rety. Dzięki. - powiedział zaskoczony chłopak.
I tak rozpoczęła się nasz impreza-niespodzianka. Na początku jedliśmy tort i wręczaliśmy Danielowi prezenty. Rozpakowanie prezentów zostawił sobie na koniec. Bawiliśmy się świetnie. Tańczyliśmy, organizowaliśmy konkursy i śpiewaliśmy na karaoke. Nagle zauważyłam, że Daniel zniknął. Postanowiłam pójść go poszukać.

***

Siedziałam na tej samej kłodzie na granicy lasu, co w trakcie bitwy o sztandar. Źle się czułam na tej imprezie, ponieważ nikogo jeszcze nie znałam. Miałam nadzieję, iż niedługo będzie lepiej. Nagle usłyszałam za sobą odgłosy kroków. Odwróciłam się, za mną stał Daniel.
- Co jest Nina? Czemu nie jesteś ze wszystkimi?
- Czuje się tam głupio. Większości osób nawet nie znam.
- Mnie znasz. To nie wystarcza?
Uśmiechnęłam się do niego. Odwzajemnił gest siadając obok mnie. Spojrzał na mnie z czułością. Zdziwiło mnie to tak samo jak to, że usiadł tak blisko.
- Wiesz Nina. Jesteś najpiękniejsza na świecie.
- Przesadzasz. - zarumieniłam się na dźwięk tych słów.
- Nie, mówię serio. Jesteś cudowną dziewczyną.
- Nie taką jak Eri. Ona jest dużo ładniejsza ode mnie.
- Nie dla mnie.
- Jak możesz tak mówić? Przecież to twoja dziewczyna.
Mimo że było to bardzo miłe, denerwowało mnie to, iż tak odniósł się do dziewczyny, którą zdążyłam polubić. Wstałam i chciałam odejść, ale złapał mnie za rękę.
- Nina, czekaj. To nie o to chodzi. Ja kocham Eri, ale jest w tobie coś takiego co mnie pociąga. I mimo że ją kocham, podobasz mi się.
Spojrzałam na niego zaskoczona. Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Po raz pierwszy ktoś coś takiego mi powiedział. I to w dodatku chłopak Eri, którą mogłam nazwać swoją przyjaciółką.
- Wracamy na imprezę? - głos Daniela wyrwał mnie z zamyślenia.
Uśmiechnęłam się.
- Tak. - odpowiedziałam wstając.
Gdy dochodziliśmy do ogniska Daniel lekko chwycił mnie za rękę.
- Pamiętaj. Jesteś śliczna. - powiedział z uśmiechem i do mnie mrugnął – I się nie przejmuj, że na razie nikogo nie znasz. Też tak miałem. A teraz szybko się zmyję. Eri pewnie mnie już szuka, a nie chcę, żeby przestała cię lubić. - dodał odchodząc.

***

Nie mogłam znaleźć Daniela. Pomyślałam, że pewnie poszedł na chwilę do domku i postanowiłam wrócić na imprezę. Gdy zbliżałam się do ogniska zauważyłam dwie osoby. Po chwili zorientowałam się, że to Daniel, ale nie mogłam rozpoznać dziewczyny, z która rozmawiał, więc postanowiłam od razu go o to zapytać. Nie zastanawiając się długo ruszyłam za nim w stronę ogniska.
- Daniel! - zawołałam.
Odwrócił się natychmiast.
- Eri. Co się stało?
- Nic. Raczej chcę wiedzieć z kim ty gadałeś. - powiedziałam.
- Jaka ty zazdrosna. - uśmiechnął się – Z Niną. Nie chciałem, żeby ktoś był smutny na moim przyjęciu. - dodał zanim zdążyłam cokolwiek wtrącić.
Postanowiłam przyjąć te wyjaśnienia. To do niego pasowało: martwić się , że ktoś jest smutny. I chyba bym o tym zapomniała, gdyby nie to że do końca przyjęcia ciągle był przy niej. Irytowało mnie to, iż więcej czasu spędzał z nią niż ze swoją dziewczyną. Miejmy nadzieję, że to tylko dlatego, iż ona jest nowa.
- Er, co z tobą? - nagle usłyszałam za sobą.
- Luke mówiłam ci, że masz tak na mnie nie mówić. A u mnie wszystko dobrze.
- Mówiłaś, ale ja lubię cie tak nazywać. Chodź do nas, zorganizowałaś super zabawę, a nie bierzesz w niej udziału.
- Bo się martwię.

- Ale o co? Coś się dzieje?
- A co ciebie nagle interesuje moje życie?! - wybuchłam.
Luke cofnął się zaskoczony, ale po chwili znów się odezwał:
- Er, proszę uspokój się. Jesteśmy przyjaciółmi i się po prostu martwię o ciebie.
Nagle zaczęłam płakać. Chłopak bez zastanowienia przytulił mnie do siebie.
- Bo chodzi o to, - łkałam – że Daniel już mnie chyba nie kocha. Cały dzień kręcił się dzisiaj wokół Niny.
- To pogadaj z nim o tym.
- Próbowałam, ale on powiedział, że jestem po prostu zazdrosna, a on chciał tylko pomóc jej się odnaleźć.
- A może to prawda, a ty przesadzasz?
- No, może, ale nie wydaje mi się.
- Er, co ma być to będzie. Nie myśl o tym teraz. Wróćmy na imprezę i bawmy się dobrze.
- Dzięki, że mnie pocieszasz Luke.