niedziela, 19 czerwca 2016

Rozdział 8, cz.2

*Leo*

Mieliśmy wymyślić coś na bieżąco, tak przynajmniej powiedziała Ann, kiedy kazała nam zdobyć sztandar.
Szedłem przez las z Luke'iem Castellanem u boku i zastanawiałem co takiego musiało się stać że Ann powierzyła zdobywanie sztandaru właśnie mnie. Dostała czymś w głowę, czy jak?
Zauważyłem że Luke, gapi się na mnie.
- Co jest?
- Jakieś pomysły?
- Ktoś uderzył Ann czymś ciężkim w głowę? - powiedziałem pierwsze co mi przyszło do głowy.
- Co? O czym ty pleciesz? - jego wzrok jednocześnie wyrażał zdezorientowanie jak i zdenerwowanie, tego pierwszego było jednak zdecydowanie więcej. - Pytam się czy masz jakiś pomysł jak zdobyć sztandar.
- Aaaa o to ci chodzi. Mogę podpalić las. - uśmiechnąłem się szelmowsko.
- To w ostateczności. Może na początek coś co spowoduje mniej zniszczeń. - odpowiedział z takim samym uśmiechem.
Zaczynałem naprawdę lubić tego gościa.
Jak najciszej szliśmy przez las. Reszta ekipy miała odwracać od nas uwagę, chociaż i tak nie mieliśmy nadziei na to że zaskoczymy Łowczynie. Przecież im przewodniczyła Thalia. Piękna i wojownicza siostra Daniela. Mądra, silna, odważna, uparta i dumna córka Zeusa. Wspomniałem już jaka jest piękna? Jest równie piękna co moja przyjaciółka Eri, ale wolałbym nie mówić tego żadnej z nich. Eri bo by mnie zabiła za to że uważam że ktoś, oprócz samej Afrodyty, może być równie pociągający co ona. A Thalia za to że się do niej przystawiam. No, ale koniec rozważania o tych jakże pięknych dziewczynach. Trzeba się skupić na bitwie. Próba przechytrzenia Łowczyń jest według mnie z góry skazana na porażkę, ale trzeba próbować. Może jeżeli wykażę się bohaterstwem to w końcu, któraś z córek Afrodyty na mnie poleci?
Nagle usłyszałem wrzask Annabeth. Czyżby coś się stało Percy'emu? Zniknął gdzieś razem z Clarisse, a to nie mogło się dobrze skończyć. Usłyszeliśmy szybkie kroki przed nami. Luke pociągnął mnie na ziemię i ukryliśmy się w krzakach. Łowczynie przeszły tuż koło nas, kierując się w górę strumienia. Gdy tylko poszły dalej, szybko wyszliśmy z krzaków i przekroczyliśmy wodę dzielącą las na ich i naszą część.
- Czekaj, Leo. - spojrzałem na Luke'a. Pokazywał na ziemię. - One mogły iść do kryjówki. Chodźmy po ich śladach.
- To jest najmądrzejsza rzecz jaką dzisiaj słyszałem. - wyszczerzyłem się do niego.
- Idziemy dalej. - powiedział ignorując moją wypowiedź. - Oni długo nie dadzą rady bronić sztandaru.
Nie dało się z tym nie zgodzić, więc pokiwałem głową i ruszyliśmy biegiem po śladach.
- Stój. - syknął nagle chłopak.
Spojrzałem na niego zaskoczony, ale posłuchałem.
- To pułapka, chowaj się. - szepnął, pociągając mnie na ziemię.
Znów schowaliśmy się w krzakach. Miałem ich już serdecznie dość, byłem cały obdrapany i miałem gałązki oraz listki dosłownie wszędzie, również tam gdzie ich być nie powinno.
Po chwili nasza prowizoryczna kryjówka była prawie otoczona, jedyne przejście prowadziło pod krzakami. Gdy tak leżeliśmy nie wiedząc co zrobić, w mojej głowie zaświtał zwariowany pomysł.
- Zostań tu i bądź gotowy do sprintu po sztandar. - powiedziałem szeptem do Luke'a.
Nie musiałem pytać czy wie, w która stronę ma biec, ponieważ niedaleko nas między drzewami widać było skrawek srebrnego materiału. - Jak zobaczysz ognień to wiesz co masz robić.
Luke pokiwał głową.
Zacząłem przedzierać się przez krzaki, starając się narobić jak najmniej hałasu, żeby nie zdradzić kryjówki kompana. Wyszedłem z krzaków spory kawałek od niego. Łowczynie od razu mnie zauważyły i rzuciły się w moją stronę. Tylko na to czekałem. Przywołałem ogień, by po chwili patrzeć jak moje ubranie i leżące pod moimi nogami patyki zajmują się płomieniami. Łowczynie otoczyły mnie, nie bardzo wiedząc co zrobić, a ognia pojawiało się coraz więcej.
Nagle usłyszałem odległy krzyk radości Luke'a. Spojrzałem w tamtą stronę, chłopak biegł w moją stronę ze sztandarem w ręce. Był już bardzo blisko granicy. Musiałem jakoś zatrzymać goniące go Łowczynie. Jedyne co mi przyszło do głowy to podpalenie najbliższego drzewa. I już po chwili Luke, którego zdezorientowane Łowczynie nie zdążyły zatrzymać, stał po naszej stronie ze sztandarem w ręce. Cieszyliśmy się jak szaleni i w tym ferworze entuzjazmu, całkowicie zapomniałem o płonącym niedaleko drzewie.

*Nina*
Razem z Danielem staliśmy pod Pięści Zeusa. Staliśmy do siebie tyłem obserwując biegnące w naszą stronę Łowczynie. Zaczęłam do nich strzelać, ale dziewczyny z łatwością omijały moje strzały. Te które za bardzo się zbliżyły były atakowane przez Daniela. Chwilowo je powstrzymaliśmy, ale wiedzieliśmy że to nie potrwa długo. W końcu nas była tylko dwójka a ich było 5 w tym Thalia, siostra mojego chłopaka. Sięgnęłam do wiszącego przy moim pasie noża. Musieliśmy utrzymać sztandar jak najdłużej. Gdybyśmy walczyli z kimkolwiek innym zostałabym przy łuku, ale w tej sytuacji musiałam się przemóc.
Nie wiem ile czasu minęło. Skupiałam się jedynie na tym żeby nie dopuścić Łowczyń do skały. Ocucił mnie dopiero silny ból w nodze. Wolną ręką niepewnie sięgnęłam w dół. Gdy ją podniosłam z powrotem na wysokość twarzy palce były całe pokryte czymś czerwonym. Zdezorientowana patrzyłam jak krew spływa mi po palcach, w stronę nadgarstka.
- Nina!
Odwróciłam się. To Daniel patrzył na mnie ze strachem na twarzy. Był otoczony Łowczyniami, a ja stałam jak kołek wpatrując się w rękę. Włączyłam się z powrotem do walki, ale przez moją nieuwagę jedna z Łowczyń zdołała ponownie mnie zranić.
Zaczęliśmy przegrywać. Ja miałam mroczki przed oczami, a Daniel został przyparty do skał. W pewnym momencie zauważyłam Thalię wchodzącą po skale na lewo ode mnie. Rzuciłam się w jej stronę ale była za daleko.
„Zawiodłam” - pomyślałam, gdy dziewczyna wyciągnęła rękę po sztandar.
Nagle usłyszałam krzyk radości. Krzyk Luke'a.
Wygraliśmy?”
Nie zdążyłam się nad tym zastanowić, bo w tym samym czasie ogarnęła mnie ciemność.

*Percy*
Ocknąłem się w jakimś białym pomieszczeniu. Nie wiedziałem gdzie jestem ani skąd się tu wziąłem. Dopiero po chwili zacząłem sobie przypominać. Bitwa o sztandar. Walka z Clarisse. Omdlenie.
Rozejrzałem się jeszcze raz po pomieszczeniu. No jasne. Lecznica. Tylko gdzie jest Will albo ktokolwiek inny od Apolla?
- Percy?
Spojrzałem w stronę drzwi. Do środka weszła Annabeth.
- Moja Mądralińska. - uśmiechnąłem się. Nie martw się, już nie będę nikogo topił.
Podniosłem się do pozycji siedzącej, a dziewczyna przysiadła na brzegu łóżka.
- Co ci się stało? - zapytałem, gdy zauważyłem w jakim stanie jest moja dziewczyna.
Wyglądała jak mumia a jej włosy ubrudzone były sadzą.
- Leo podpalił przypadkowo kawałek lasu. - powiedziała wzruszając ramionami. - Wyciągałam stamtąd Nicka, który się tam przeniósł cieniem nie wiedząc co się stało. Trochę się przy tym poparzyłam. Ale to teraz nie ważne, mam dla ciebie wiadomość...
- Dobrą czy złą?
Obawiałem się że Chejron może chcieć wyciągnąć konsekwencje mojej walki z Clarisse. Jakoś nie miałem ochoty na zmywanie garów czy czyszczenie toalet.
- WYGRALIŚMY! - wrzasnęła mi Ann prosto do ucha.
Spojrzałem na nią z niedowierzaniem, ale jej spojrzenie mówiło mi że dziewczyna nie kłamie.
Przytuliłem do siebie dziewczynę, całując ją.
- Przepraszam za wcześniej Ann.

*Daniel*

Obudził mnie czyjś krzyk. Gwałtownie się podniosłem z łóżka i wtedy moją głowę przeszył ból tak mocy, że musiałem położyć się z powrotem. Gdy trochę mi przeszło, ponownie spróbowałem podnieść się do pozycji siedzącej.
W łóżku naprzeciwko mnie siedzieli Percy i Ann, całując się.
- Ekhem.
Dziewczyna odsunęła się od Jacksona i spojrzała w moją stronę. Uśmiechnęła się do mnie, ignorując niezadowolone mruknięcie Percy'ego wstała i podeszła do mnie.
- Co z Niną? - zapytałem od razu.
- Też tu jest. O tam. - pokazała ręką w głąb pomieszczenia. - Wciąż jest nieprzytomna.
- Ale nic jej nie jest, tak? - upewniłem się.
- Tylko zemdlała. Nic jej nie będzie. - uśmiechnęła się delikatnie.
Przyjrzałem się jej. Była zabandażowana, a w miejcach gdzie opatrunki nie docierał jej skóra była zaczerwieniona.
- A tobie co się stało?
- Przypadkowy pożar lasu. - zachichotała. - Wyciągałam Nicka z płomieni. On też tu był, ale pewnie już zwiał, a Clarisse nie chciała przebywać z Percy'm w jednym pomieszczeniu, więc jest u siebie w domku.
- Przegraliśmy, prawda? - zapytałem zrezygnowany.
W końcu nie mieliśmy żadnych szans na wygraną.
- I tu się mylisz, stary! - zawołał Percy. - Wygraliśmy. - chłopak uśmiechał się szeroko.
Spojrzałem na Annabeth żeby potwierdzić u niej to co powiedział Jackson. Pokiwała radośnie głową.
- Luke i Leo nas uratowali. Tylko mogli nie niszczyć przy tym pół lasu.


piątek, 17 czerwca 2016

Przepraszam

Hej!!
Wiem że i tak nikt tego nie czyta, w końcu komu by się chciało tyle czekać na rozdział, ale i tak przepraszam. Postaram się drugą połowę rozdziału 8 wstawić w ten weekend.
No to tyle.
Jeszcze raz przepraszam.

Całusy

Lena