piątek, 3 kwietnia 2015

Rozdział 1 cz. 1

Rok później
Dzisiaj urodziny mojego chłopaka! Jak ja się cieszę. W dodatku z tej okazji odbędzie się bitwa o sztandar! Bitwa o sztandar to najlepsza rzecz na obozie. Muszę tylko jeszcze iść po prezent dla niego.” Zaczęłam chodzić po obozie szukając Grover'a.
- Hej Grover! - zawołałam, gdy zobaczyłam przyjaciela.
- O, hej Eri. - odpowiedział, podchodząc do mnie.
- Mam do ciebie prośbę.
- A jaką to prośbę może mieć do mnie córka bogów?
- No, weź. Ile razy mam cię jeszcze przepraszać za tamto? Przyznaję się, nie miałam racji. Teraz lepiej?
- No dobra, wybaczam ci. Ale co to za prośba?
- Muszę iść do świata śmiertelników. Chce kupić prezent dla Daniela.
- No i?
- Czy możesz iść ze mną? Samej mnie nie puszczą, a ty jesteś opiekunem.
- No, nie wiem. Czy to będzie bezpieczne? W końcu jesteś teraz śmiertelna, a jednocześnie jesteś boginią. Zło nigdy nie śpi.
- Proszę! Kupię ci puszki!
- Zgoda, ale przynajmniej 12.
- Możesz dostać i 36. Dziękuję.
- Idziemy od razu?
- No coś ty? Mam wyjść tak ubrana? Bez torby? - obruszyłam się.
- Dobra, dobra, już się nie denerwuj. To kiedy?
- Za dwie godziny widzimy się koło bramy?
- Jeżeli zdążysz. Wystarczą ci 2 godziny?
- Nie nabijaj się ze mnie. Zdążę na pewno.
Szybko ruszyłam do domku. Obawiałam się że spotkam tam Daniela, ale akurat wyszedł z domu. Cieszyłam się że mam własne mieszkanie. Pamiętam jak je budowali. To było niedługo po moim przyjeździe na obóz. Na początku mieszkałam z Percy'm w domku Posejdona, lecz chłopak za długo ze mną nie wytrzymał. Denerwowało go to, że wszędzie walały się moje ciuchy i cały czas narzekałam. Zbuntował się i koniec końców dostałam własny domek. A później przyjechał Daniel, wprowadził się do mnie, a mój domek zrobiono 21 – domkiem bogów. Na szczęście ten dom był większy i była w nim garderoba, więc moje rzeczy nie były już porozrzucane. Nie byłam zadowolona, gdy dowiedziałam się, że z racji pochodzenia Daniela przeniesiono z Hermesa do mnie, ale cóż. Teraz mnie to cieszy. Mieszkam ze swoim chłopakiem, jesteśmy sami i mamy cały domek dla siebie.
Szybko weszłam na strych. Otworzyłam drzwi do swojej garderoby i zaczęłam szukać czegoś odpowiedniego. Wreszcie zdecydowałam się na czarne rurki, niebieską koszulę i szare trampki. Wzięłam też niebieską torbę, do której wrzuciłam ciemne okulary, portfel i pożyczony (bez wiedzy właściciela) długopis – miecz Percy'ego. Ponieważ zostało mi jeszcze 40 minut postanowiłam zejść do kuchni i coś przekąścić. Po raz kolejny bardzo ucieszyłam się z faktu, że 21 jest inna od wszystkich domków i mam tu własną kuchnię, salon, pokój i garderobę. Miałam nawet własną stajnie, w której mieszkał mój pegaz, którego dostałam na 14 urodziny od Percy'ego i Nicka. W szafce znalazłam zapas ambrozji, więc się poczęstowałam nią. Smakowała jak lody wiśniowe. Później wyszłam z domku i ruszyłam na miejsce spotkania. Po drodze spotkałam Annabeth.
- Cześć Eri. Dokąd idziesz?
- Do bramy. Umówiłam się tam z Groverem.
- A po co?
- To tajemnica. Powiem ci tylko tyle, że chodzi o prezent dla Daniela.
- Jak chcesz. Do zobaczenia później.
- Pa. - patrzyłam za oddalającą się dziewczyną.
Niby jest moją siostrą, ale jeżeli chodzi o wygląd to nie jesteśmy za bardzo podobne. No, poza jednym szczegółem – obie mamy długie blond włosy. Co innego charakter, ten mamy w miarę podobny, a w walce na miecze jej dorównuję, a może nawet jestem lepsza.
Grover już na mnie czekał.
- No już jesteś, myślałem że zapomniałaś.
- W życiu. Muszę kupić ten prezent.
- W takim razie chodźmy, bo się spóźnimy na grę.
Ruszyliśmy w stronę miasta. Po jakiś 20 minutach byliśmy na miejscu. Byłam bardzo zaskoczona.
- Jakieś małe to miasto. - powiedziałam do towarzysza.
- To tylko przystanek. Załapiemy stąd samolot do Nowego Jorku. Nigdy nie byłaś poza obozem?
- Odkąd tu mieszkam to nie. Czy lot jest dobrym pomysłem? - zapytałam myśląc o tym że jako córka Posejdona raczej nie powinnam wkraczać na tereny Zeusa.
- A czemu miał by nie być? Zeus nic nam nie zrobi. Jemu zależy na Danielu, a ty jesteś jego dziewczyną. On by bardzo przeżywał gdyby coś ci się stało, a już zwłaszcza z ręki jego własnego ojca.
- A wiesz, że chyba masz rację... - spojrzałam na Grovera, ciekawa jak zareaguje.
Na chwilę zaniemówił.
- Ty mi przyznałaś rację!?
- No na to wygląda. - uśmiechnęłam się.
- Czym sobie na to zasłużyłem? – zażartował.
- A może po prostu powiedziałeś coś mądrego? - również zażartowałam.
Grover pokręcił głową.
- W sprzeczce nigdy cie nie pokonam. Za szybo myślisz. Ale chodźmy, musimy się pośpieszyć.

***

Moje kroki wybijały równy rytm. Niespokojnie zerknęłam przez ramię. Ten pies się na mnie normalnie uwziął! Biegnie za mną już chyba 20 minut. I co gorsza jest coraz bliżej! Ostro skręciłam w prawo. W następną uliczkę znowu skręciłam, miałam nadzieję, że uda mi się zgubić tego psa. Wiedziałam, że muszę dostać się do centrum. Może tam mi ktoś pomoże. Docierając do swojego celu byłam okropnie zmęczona, ale zauważyłam, że na ulicach nie ma ludzi. Wiedziałam, że daleko już nie ucieknę, ale wtedy otworzyły się drzwi pobliskiego sklepu. Wyszła stamtąd dziewczyna, zaraz za nią pojawił się chłopak. Krzyknął ostrzegawczo, ale pies już ich zauważył. Dziewczyna nagle zaczęła czegoś szukać w torbie. Natomiast chłopak mi się przyglądał. Odniosłam wrażenie, że mi pomogą. Nie wiedziałam dlaczego, ale byłam o tym przekonana. Rzeczywiście dziewczyna szykowała się do zaatakowania psa. Ale gdyby wcześniej ktoś mi powiedział co się potem stanie to bym mu nie uwierzyła. Długopis, który dziewczyna trzymała w ręce zamienił się nagle w miecz. Chłopak szybko wziął mnie za rękę i kazał mi się ukryć w pobliskim sklepie, ale żebym nikomu nic nie mówiła. Byłam zaskoczona, ale zarobiłam to o co mnie prosił. Chłopak szybko ruszył na pomoc swojej towarzyszce. Całą walkę obserwowałam przez szklane drzwi. Wszystko zajęło jakiś kwadrans. Po chwili, od momentu, gdy pokonali tego psa, wszystko wróciło do normy. Na ulicy znowu pojawili się ludzie. Dziewczyna skinęła na mnie, że mogę wyjść ze sklepu.
- Cześć, jestem Eri. - uśmiechnęła się wyciągając rękę.
- Nina. - również się uśmiechnęłam.
- To jest Grover. - pokazała na chłopaka, który również się uśmiechnął. - Wiesz co, chodź z nami. Pokażemy ci coś.

***

Przyglądała się nieznajomej. Byłą wysoka i miała długie brązowe włosy. Jej oczy przypominały toń oceanu.
- Kim jesteście? - zapytała cicho.
- Tak jakby ludźmi.
- Że co??
- Ale co co?
- A ty kim jesteś Nina? - wtrącił się Grover.
- Człowiekiem.
- Pytam serio.
- Ale co chcesz wiedzieć. Ile mam lat? Jak chodzi o rodziców to pytaj wprost. - zdenerwowała się.
- Możesz powiedzieć wszystko po kolei.
- Mam 16 lat... Właściwie to mojego taty nigdy nie znałam, ale moja mama mówiła, że znała go tylko przez kilka miesięcy, potem zniknął. Pół roku temu moja mama zginęła w wypadku samochodowym.
Grover spojrzał na mnie. Nie wiedział co powiedzieć.
- Gdzie mieszkasz? - zapytał w końcu.
- Hmmm... Może to nieważne. Żałuję, że wam tyle powiedziałam.
- Chcesz jechać z nami?
- Tak, chcę stąd uciec.
Żadne z nas nie zapytało dlaczego. A wiedziałam, że Grover jest pewny, iż Nina jest herosem.
- To idziemy. I tak zaraz spóźnimy się na samolot.
Ruszyliśmy szybko przed siebie. Zastanawiało mnie skąd wziął się ten pies. Jedno jest pewne: to nie było zwykłe zwierze. Tylko skąd się wzięło?